Synowie Abrahama – opozycjoniści

Zanim Abramowi (przyszłemu Abrahamowi) i Saraj (przyszłej Sarze) urodził sią syn obietnicy – Izaak – został poczęty i urodzony syn niewolnicy Saraj i Abrama – Izmael. Dziesięć lat już minęło od złożonej przez Boga obietnicy o potomku, a tu nic się nie działo, mimo, chyba oczywistych, prób poczęcia przez małżonków. Abram miał już 86 lat i musiał czekać aż do lat 99. kiedy trzej mężowie odwiedzili Abrahama i powiedzieli mu: „Za rok będzie syn”. Abraham będzie miał wtedy równe sto lat.

Jak się możemy domyślać, a na pewno tak twierdzą Arabowie, Izmael jest przodkiem wszystkich plemion arabskich. Współcześnie Arabowie nazywają Abrahama „przyjacielem” – przyjacielem Boga. Uważają go także za pierwszego muzułmanina – człowieka, który wierzył w Boga (Allaha) i całkowicie mu ufał. Chociaż przyznajemy się do wspólnego przodka w wierze – Abrahama – to jednak niektóre surmy Koranu wzywają wprost to zgładzania innowierców, czyli także chrześcijan: protestanów i katolików. Radykalne ugrupowania islamskiej proweniencji bardzo chętnie uciekają się do przemocy i skrajnego poświęcenia, które kończą się samobójczymi albo nie samobójczymi atakami na innych ludzi. Jakimi drogami Bóg objawi muzułmanom prawdę?– to pytanie ma już ponad 1500 lat.

Tyle może przedstawić geneza pojawienia się tego rodzaju postaw na świecie. Zanim obietnica się spełniła pojawiła się anty-obietnica już obecna i wyczekująca na konfrontację opozycja w stosunku do tego, którego los związany jest z Historią Zbawienia. I tak jest zawsze, chyba aż do końca świata.

W Ewangelii Jezus mówi o kryterium wejścia do Królestwa Niebieskiego, którym jest „spełnianie woli Jego Ojca, który jest w Niebie”. Nie ci, którzy wzywają Pana; nie ci, którzy czyną cuda; nie ci, którzy wyrzucają złe duchy mocą Imienia Jezusa; nie ci, którzy prorokują i to z potwierdzeniem ich przepowiedni, wejdą do Królestwa. Zasadniczo Jezus nazywa wszystkie te wyżej skrupulatnie wymienione przywileje „nieprawościami”.

Wypełnianie woli Bożej jest poruszaniem się pomiędzy tymi niezwykłymi aktami ludzkimi nawet w oparciu o łaskę Bożą. Zasadniczo wprowadzanie zasady: „Bądź wola Twoja na ziemi, tak jak to jest w Niebie” spotyka się zawsze – ale naprawdę zawsze – z przeciwnościami. Ten, kto pełnić chce wolę Bożą musi najpierw zmierzyć się ze samym sobą: dobrze poznać swoje wady i zalety. Potem musi okiełznać różnorodne i zawsze wymagające relacje z innymi. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, na których możemy liczyć i znaleźć w nich oparcie. Następnym obszarem pracy jest odnalezienie się w swoim własnym środowisku, języku, kraju, kulturze i dziedzictwie tej kultury z jej przywarami i zaletami. Na koniec możemy liczyć na to, że odnajdziemy Boga w relacji pozbawionej strachu przed Jego – domniemywanym przeważnie – gniewem, i nauczymy się kochać Go, tak jak zostaliśmy przez Niego pokochani bezwarunkowo, bez wyjątku i za darmo.

Wtedy może poczujemy SKAŁĘ pod stopami i możemy spokojnie iść dalej. Ale zanim to nastąpi mamy ciągle pod górę! Lecz jest nadzieja, że gdy słuchamy słów Jezusa i wypełniamy je w tych czterech wymienionych wyżej obszarach, nie wspinamy się na górę piasku, tylko idziemy po solidnej ścianie skalnej, na której szczycie jest nasz cel: Niebo.

Może budowa nie zostanie skończona, ale fundament jest już solidny…

ks. Karol Porczak MS