Obietnica przywrócenia wzroku, który dostrzega prawdę jest atrakcyjna. Taką zapowiedź zawiera dzisiejsze pierwsze czytanie z księgi proroka Izajasza, który mówi o rzeczach mających się stać w przyszłości, ale takiej przyszłości, która przedstawia rzeczy właściwe dla wyobraźni niż dla rzeczywistości. Bo prawda, którą Bóg chce nam objawić przewyższa naszą wyobraźnię. Bóg nie chce nas przywiązywać do jedynego wymiaru postrzegania rzeczywistości na zasadzie: jest światło – widzę, nie ma światła – nie widzę. Nawet ślepcy z Ewangelii dzisiejszej „dostrzegają” obecność Jezusa i „widzą” w Nim Syna Dawida, czyli Mesjasza. Nie muszę dodawać, że ci ślepcy – jak każdy człowiek pozbawiony tego zmysłu – dokładnie wiedzą, gdzie się znajduje Jezus. Może stwierdzenie „kiedy wchodził do domu” oznaczało po prostu skrzypnięcie drzwi domostwa, które oni doskonale sobie uzmysłowili: bo słyszeli „dokładniej” rzeczywistość dookoła.
Mieli przekonanie, że „widzą” prawdę, która ma władzę przywrócenia im radości z życia, której nie dzielili z ludźmi widzącymi. A czy ślepymi byli od urodzenia, czy też przez utratę wzroku? Tego nie wiemy, ale na pewno czuli się źle.
Odzyskanie wzroku nie odmieniło ich postawy: cierpienie, spowodowane ślepotą, uwrażliwiło ich dusze i serca na spotkanie z Prawdą i Światłem – Jezusem.
Odzyskanie wzroku nie było także kolejnym zmysłowym ograniczeniem tylko uczciwym dodatkiem do „spojrzenia wiary”, o który zawsze Bogu chodzi. Wzrok wiary widzi dalej, bo sięga poza światło widzialne i spotyka się ze światłem niewidzialnym łaski i litości Bożej. Bo przecież o to wołali za Jezusem: Ulituj się nad nami!
Tym bardziej nie omieszkali nie posłuchać Jezusa i głosili wszystkim dokoła, że spotkali Mesjasza, który udowodnił, że lubi się LITOWAĆ nad tym, którzy o to proszą.
W ich wypadku litością okazało się przywrócenie wzroku.



