Co by było, gdyby…?

Ewangelia (Łk 14, 12-14)

Bezinteresowna miłość bliźniego

Jezus powiedział do pewnego przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».

Przecież Bóg mógł zaradzić grzechowi Adama i Ewy zaraz po upadku i postawić u ich boku jeszcze za ich życia Mesjasza urodzonego z dziewicy. Ale tego nie zrobił, tylko pozwolił na zatrucie grzechem i powolne staczanie się w deprawację, która doprowadziła do bratobójstwa, bałwochwalstwa i zwyrodnienia. Nawet potop nie nauczył ludzkości wiele mądrości, bo chyba nie o to chodziło, aby w ciągu ziemskiego życia osiągnąć jakąkolwiek doskonałość. Przełomem było sprowadzenie na świat łaski wysłużonej dla ludzi Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem Syna Bożego – Jezusa z Nazaretu.

Bóg cały czas troszczył się o nasze dobre samopoczucie na swój – niezrozumiały dla nas – sposób. Wybrał sobie ludzi na Patriarchów – wcale nie błyszczeli przykładem. Wybrał sobie naród hebrajski – do tej pory nie pogodził się z Mesjaszem w Jezusie Chrystusie. Nawet my chrześcijanie jesteśmy podzieleni, a wśród katolików ciągle ujawniane są skandaliczne zachowania. Jesteśmy pogrążeni po uszy w słabości i grzechu. Z grzechem walczymy, a jakże, ale bez przekonujących zwycięstw. Na potwierdzenie tej myśli św. Paweł mówi w dzisiejszym pierwszym czytaniu: „Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie.” I tutaj się znajduje sedno sprawy: Bóg chce, abyśmy byli świadomi kruchości i przemijalności nas i otaczającego nas środowiska, bo to wszystko ma drugorzędne znaczenie w porównaniu z posiadaniem dobrej relacji z Bogiem. Nawet w Królestwie Nowym – tym w Niebie – zmartwychwstałe ciało, nowa ziemia, nowe niebo, nie będą miały takiej wartości jak cudownie intymny związek z Bogiem, który z radością przyjmie do siebie każdego, kto wytrwał w wierze do końca.

W tym momencie dzisiejsza zachęta Jezusa w stosunku do gościnnego faryzeusza do zapraszania na ucztę gości, którzy nie mogą się odwdzięczyć, ma swój sens: ważne jest to, kto z tobą siedzi przy stole. To jest przede wszystkim drugi człowiek, przybrany syn lub córka Boga i dziedzice królestwa niebieskiego – a nie posiadacze zasobnego konta bankowego, tytułu naukowego z najlepszego uniwersytetu, laureci nagrody Nobla, posiadacze 200 ilorazu inteligencji czy właściciele wielu sieci sklepów.

Lepiej trzymać z Bogiem, który ma wszystkie zasoby, całą wiedzę i wszystkie możliwości, które może dostosować do twoich marzeń. Może jeszcze w pełni nie teraz, ale na pewno w wiecznym jutrze. Wystarczy tylko wytrwać w łasce, nie zrażać się niepowodzeniami (pokazują nam one, że nie jesteśmy chodzącymi dosknoałościami) i ocalić wiarę aż do końca.

Bo na początku, po prawdziwym końcu czasu, Bóg może mi wszystko, co potrzebuję dać…

…natychmiast i za darmo.

ks. Karol Porczak MS