Dlaczego Go adorujesz? Bo On jest!

z biskupem pomocniczym archidiecezji warszawskiej Michałem Janochą rozmawia ks. Bohdan Dutko MS

Arcybiskup Fulton J. Sheen po otrzymaniu święceń kapłańskich postanowił codziennie modlić się jedną godzinę przed Najświętszym Sakramentem. A jak jest z adoracją u biskupa Michała?
Mam luksus posiadania prywatnej kaplicy i to jest najważniejsze miejsce w moim mieszkaniu. Mój dzień jest każdy inny i często zaczyna się wczesnym rankiem, a kończy późnym wieczorem, ale zawsze staram się być na adoracji. Nie mam określonej godziny adoracji. Nieraz trzeba o ten czas walczyć. Czasem już pod koniec dnia przysypiam, ale bez adoracji na pewno wszystko by się rozleciało.

Wydaje się, że adoracja to coś tak bardzo prostego…
Bo wiara jest prosta, choć niesłychanie trudna. Dotykamy paradoksów, bo Pana Boga nie da się wyrazić inaczej niż przez paradoks. Wiara jest utkana z paradoksów, wyraża to jedna z kolęd:
Bóg się rodzi, moc truchleje Pan niebiosów obnażony.
Ogień krzepnie, blask ciemnieje
Ma granice Nieskończony…
Nie da się o Bogu mówić inaczej. Adoracja to być przed kimś, kto kocha. Parafrazując słowa wieśniaka z Ars, który zapytany przez świętego proboszcza, jak modli się spędzając czas w kościele, odpowiedział: On jest, ja jestem i dobrze nam. Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie. To jest język zakochanych. Dotykamy tu sedna doświadczenia wiary: obcowania z Bogiem, który jest miłością.
Żydzi w Starym Testamencie przeczuwali to, bo wierzyli w Boga jednego, Boga Abrahama,Izaaka, Jakuba. Ale ten Bóg jedyny, Bóg praojców nie był jeszcze miłością. Miłość… My też nie umiemy mówić o miłości inaczej, jak odwołując się ludzkich relacji, bo każda miłość ludzka, nawet najbardziej ułomna, jest jakimś odblaskiem miłości boskiej i dlatego używamy ludzkich analogii. Miłość między ludźmi istnieje tylko wtedy, kiedy jest ktoś drugi. Można kochać siebie samego, tylko że jest to miłość kulawa. Miłość jest zawsze do kogoś, dlatego bardzo trudno jest pojąć, że Bóg Jedyny i absolutny jest miłością. Miłość jest dawaniem siebie. Bóg Trójjedyny może być miłością, miłością wzajemnego oddania Syna Ojcu, Ojca Synowi w Duchu Świętym i dlatego Trójca Święta jest źródłem i wzorem wszelkiej ludzkiej miłości: miłości oblubieńczej, miłości małżeńskiej i wszystkich innych miłości, które stąd płyną.
Adoracja jest trwaniem przed tą miłością, która się objawia w takim bardzo prostym znaku, którym jest hostia, chleb konsekrowany, choć tego nie widzimy. Za św. Tomaszem powtarzamy, kiedy śpiewamy: „Wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój. Boć tu już nie ma chleba! To Bóg, to Jezus mój!” To jest bycie przed Tym, który jest miłością. Trwanie przed Nim.
Kiedyś spytano Edmunda Hillarego, pierwszego zdobywcę Mount Everestu, dlaczego chodzi po górach? Trochę zdziwiony tym pytaniem, odpowiedział: bo są! Jego odpowiedź kojarzy mi się z pytaniem, dlaczego Go adorujesz? Bo On jest!

Papież Franciszek wyznaczył sobie godzinę na wieczorną adorację. Często przychodzi na nią zmęczony, siada przed Najświętszym Sakramentem i… zasypia.
A gdy będziemy zasypiali, Niech Cię nawet sen nasz chwali”. Jesteśmy słabi, ale jeżeli ofiarowujemy swoją wolę trwania przy Jezusie, to On na to patrzy, i myślę że tym się cieszy.
Ciało mdłe, jak to mówiono w staropolskim języku. Myślę sobie też o uczniach, którzy zasnęli w Ogrojcu. Jezus toczył walkę duchową, a oni spali. Taki jest człowiek. Ale jednocześnie byli blisko. Znowu paradoks! Byli bardzo blisko Jezusa, a byli jakby oddzieleni ścianą snu. W Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie znajduje się późnogotycka grupa rzeźbiarska Ukrzyżowanie, gdzie każda postać wyrzeźbiona jest osobno w skali bliskiej naturalnej. Św. Jan leży, słodko śpiąc mając pod głową książkę w formie brewiarza. Myślę, że to jest bardzo prawdziwe i może być bliskie szczególnie nam, kapłanom.

Czy ludzie z Starego Przymierza mieli doświadczenie adoracji, na przykład Mojżesz,który przebywał w namiocie spotkania?
Pewnie tego w taki sposób nie nazywali, ale doświadczenie obecności Boga mieli. Zaczęło się od krzewu gorejącego, kiedy Mojżesz bardzo zuchwale pyta Boga o imię. W kulturze wschodniej pytanie o imię było pytaniem o tożsamość i takiego pytania Bogu nikt wcześniej nie postawił. Odpowiedź Boga z głębi płonącego krzewu brzmi: JESTEM, który JESTEM! Wszystkie próby tłumaczeń, których na język polski jest wiele, nie oddają istoty języka hebrajskiego, w którym to imię zawiera wszystko: przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Bóg, który powołuje Mojżesza, nie jest jak bogowie Egiptu, Ozyrys, Izyda czy Horus, którzy są dziełami ludzkiej imaginacji, ludzkich pragnień, tęsknot albo lęków czy obsesji, a ich wizerunki są dziełem ludzkich rąk, co prorocy starego przymierza tak często wyszydzali. Ci bogowie „Mają usta, ale nie mówią, mają oczy, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; i nie ma oddechu w ich ustach (Ps 135,15-16), a Bóg mówi Jestem. Jestem, nie jak Ozyrys, Izyda czy Horus. Jestem…
I to jest początek adoracji: stanięcie przed Bogiem, który jest! I co można na to odpowiedzieć? Jedynie to, co odpowiadają postaci powołane przez Boga, a co powtarzają kandydaci do święceń prezbiteratu wyczytywani po imieniu: „Jestem”. Oto jestem! Jedynie to, można odpowiedzieć na Boże: Jestem. Imię Jahwe nie było do wypowiadania. Żydzi mieli świadomość, że są zbyt grzeszni, żeby je wypowiadać. Mówili imię zastępcze: Adonaj. Tak jest do dziś. Jednak Jezus używa tego słowa. Ono w Biblii jest przekazane po grecku, ale możemy się domyślać, jak to było, kiedy Jezus mówił po aramejsku: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM” (J 8,28).
Albo kiedy podczas burzy na morzu uczniowie usłyszeli: „Odwagi! Ja Jestem, nie bójcie się!” (Mt 14,27). Jezus wypowiada imię Boga, które jest Jego własnym imieniem, imieniem Ojca i imieniem Ducha Świętego. Jezus jest jedynym z ludzi, który ma prawo wymówić to imię, ponieważ tylko On jest Bogiem. To jest źródło nieustającej i niezgłębionej kontemplacji, adoracji. Jesteś, dlatego ja jestem, dlatego jest świat, dlatego wszystko jest, co masz na całe życie.

Benedykt XVI mówi, aby być w świecie, w którym żyjemy, potrzebujemy adoracji.
To bardzo zwięzła i trafna uwaga. Na adoracji przed Bożym Jestem, mogę odkryć swoje jestem. Bez tego bardzo łatwo dać się porwać i tak naprawdę nie być.

Przypomina mi się film Misja. Po decyzji zamknięcia misji jezuitów wśród Indian Guarani kardynał Altamirano w liście do króla napisał – parafrazuję bo nie pamiętam, ale sens był taki: stało się według woli waszej Wysokości, ich już nie ma, a ja jestem, ale tak naprawdę to mnie nie ma. Dotykamy istoty bycia konać w obecności Bożego Jestem. Adoracja to odkrycie swojego jestem, czy odkrywanie, bo to nie jest jeden akt, to jest proces całego życia, to może prowadzić do odkrycia jestem drugiego człowieka. Największe spotkania międzyludzkie dokonują się w obecności kogoś większego niż my sami, kogoś kto nas zetknął.

Adoracja to spotkanie z Tym, który jest na początku. Jestem kamieniem to tytuł piosenki śpiewanej przez Kayę, w której są słowa: „Jestem kamieniem, Ja cała jestem z twoich słów ulepiona…” Kiedy brakuje adoracji, nie mam Słowa, które mnie stwarza, „lepi mnie”, wtedy żyję tylko słowem, które mnie pozornie stwarza, ale tak naprawdę, mnie nie ma…

Rozumiem intuicję, nie znam tej piosenki. Przypomina mi się tekst: O człowieku i jego wierze Romana Brandstaettera: „Człowiek pewien otrzymał list, długi list, mądry list z prośbą o łaskawe udzielenie odpowiedzi na ankietę, na temat: Dlaczego wierzę? Człowiek ów odpowiedział tak: Niestety, szanowni panowie, nie wiem, dlaczego wierzę, ale wiem, że gdybym przestał wierzyć, nie mógłbym istnieć. Człowiek ów był bardzo zdziwiony, gdy redaktorzy nie wydrukowali jego odpowiedzi.

Lecz po pewnym czasie powiadomili go krótkim, mądrym listem, że ich interesuje jego wiara, ale nie jego istnienie…” To bardzo trafne ujęcie. My dzisiaj mówimy o wierze, ale nie chcemy dotknąć istoty, źródła wiary, „interesuje ich wiara, a nie istnienie”.
Wiarę można badać na różne sposoby, za pomocą różnych mikroskopów i stereoskopów, socjologicznie i z każdej innej strony, ale to będą zawsze jakieś ludzkie opinie. Natomiast tajemnica istnienia nie podlega badaniom, ona wymaga zadumy, kontemplacji. Słynne pytanie Leibniza: „dlaczego istnieje raczej coś, niż nic”, jest jednym z najbardziej podstawowych filozoficznych pytań. Dlaczego istnieje raczej coś niż nic…
Z tego zdumienia rodzi się otwartość na tajemnicę, która nas przekracza. To pytanie nurtuje każdego człowieka i ono jest przedsionkiem wiary, a w Chrystusie staje się przedsionkiem spotkania.

Od 19 października 2021 roku przy Bazylice w Sanktuarium MB Saletyńskiej, została otwarta kaplica wieczystej adoracji, w której Ksiądz Biskup modlił się dziś po Eucharystii…
To jest kaplica, w której można się modlić. Nie trzeba zamykać oczu, żeby się modlić. Zapewnia skupienie. Architektura jest bardzo prosta, kolorystyka wyciszona, od strony ikonograficznej jest zbudowana dośrodkowo. Po bokach są Maryja i Józef, jest to nawiązanie do starej tradycji kompozycji Deesis, co jest trudne do przetłumaczenia jednym słowem, ale to jest modlitwa wstawiennicza czy uwielbienia.
W klasycznym Deesis są Maryja i Jan Chrzciciel, ostatni z proroków starego i początków nowego przymierza. Reprezentantka kobiet i mężczyzn. Tutaj św. Jan Chrzciciel został zastąpiony przez św. Józefa. W tej kompozycji teologicznej uczyniono kompozycję historyczną, bo oni byli najbliższymi Bogu, który stał się ciałem.
Maryja i Józef w geście modlitwy błagalnej zwróceni są ku Chrystusowi obecnemu w Najświętszym Sakramencie. Bez wątpienia, nawet ktoś, kto nie zna chrześcijaństwa i jest po raz pierwszy w tym wnętrzu. będzie wiedział, co tu jest najważniejsze, a takie wątpliwości możemy mieć w kaplicach i kościołach, gdzie przyciąga uwagę wiele innych rzeczy. Tu wszystko jest w centrum, bez tego centrum, wszystko by się rozleciało.