HOMILIA
23 czerwca
2013 r.
XII Niedziela Zwykła C
Po-Bożność
Wyleję ducha pobożności mówi Pan. Tu nie chodzi o
Jeruzalem, ale o mnie. Co to za pobożność, kiedy już następne wiersze
pierwszego czytania mówią o bolesnym doświadczeniu oglądania umęczonego za mnie
innego człowieka? Słowo proroka mówi nawet o płaczu tak wielkim, jaki miał
miejsce na równinie Megiddo w tajemniczym Hadad-Rimmon. Co się wtedy stało?
Został wtedy zabity ostatni sprawiedliwy i bojący się Boga król Izraela i Judy,
Jozjasz. Zginął z ręki Egipcjan w dolinie Harmageddon. Wraz z jego śmiercią
umarła, wydawałoby się, ostatnia nadzieja na polepszenie sytuacji narodu
wybranego. Wielki smutek, wielki żal, wielka groza rozpaczy ogarnęły
wszystkich. Gdzie tu jest nadzieja dla mnie? Jest ona w tym, że Ten umęczony,
którego opisuje prorok Zachariasz, to powinienem być ja. Chociaż skrucha i żal
doprowadza mnie do pokornego przyjęcia kary, to Jezus jest tym, który ją za
mnie przyjmuje. Patrzę na Niego, ale widzę siebie zamienionego w ludzką ofiarę
miażdżoną przez karę, i dziękuję Bogu, że nie pozwolił Swojej sprawiedliwości
wykonać na mnie zasłużonego wyroku, tylko wymierzył ją Swojemu Synowi.
Po-bożemu, za czasu mojego życia na ziemi. Pobożność u proroka Zachariasza to
dostrzeżenie wymierzonej kary, ale równocześnie dziękczynienie za ocalenie mnie
od jej przyjęcia, bo Bóg przyjął Zastępcę mojego ukarania Jezusa Chrystusa.
Podobni do Niego, bo
też Synowie
Nie ma już więc różnic między ludźmi w sferze przyjęcia
zasłużonej kary. Czy żyd, czy poganin, czy kobieta, czy mężczyzna, czy wolny
czy też niewolnik, wszyscy zasłużyliśmy na karę i potępienie. Ale nie w
po-bożności! Po Bożemu jest widzieć swoje grzechy, przyznać się do nich i
odkrywać je przybite do Krzyża, ale nie mojego, tylko Tego, który Chrystus
zaniósł na Kalwarię dwa tysiące lat temu. On tego Krzyża już nie musi nieść,
zrobił to raz na zawsze. Teraz tylko czeka, aby każdy z nas doniósł Mu swój
krzyż: do Niego, do Zbawiciela, aby On mógł go przyjąć, zidentyfikować w Swoim
Krzyżu, i przez swoją jednorazową śmierć zabić śmierć moją.
Ostateczne rozwiązanie
Jezus to nie specjalista od cudów, nie specjalista od znaków,
nie specjalista od nauczania. To specjalista od Krzyża. Bo on nie poprawia
samopoczucia dokonując znaku, nie poprawia jakości życia przez uzdrowienie, nie
karmi umysłu przez mądre słowa, ale BIERZE krzyż każdego człowieka i raz na
zawsze unicestwia jego ból, jad, złość i niewdzięczność ZA KAŻDEGO CZŁOWIEKA. Nie
mówi, Chodźcie tam, ale stwierdza Syn człowieczy musi. Nam pozostaje na
szczęście zmaganie się z własnym krzyżem, aby umiejętnie i w prosty sposób
donieść go do Krzyża Jezusa Chrystusa. Oto prawdziwa pobożność: Po-Bogu nie ma
co poprawiać. On dobrze sprawę zbawienia rozwiązał po bożemu.
Nie zmieniajmy tej procedury, nie pomagajmy nieść Krzyż
Jezusowi, tylko weźmy się za poważne niesienie swojego własnego krzyża.
To wystarczy.
ks. Karol P. MS