Jestem w sytuacji skrajnie trudnej budzącej strach, trapią mnie czarne myśli, doświadczam samych przeciwności, nie widzę szans na jakąkolwiek pomoc a do tego odczuwam ogromne zmęczenie z przepracowania i braku snu. Może kiedyś w życiu przeżywałem już podobne chwile?
W dzisiejszej Ewangelii Jezus pojawia się uczniom płynącym łodzią na drugi brzeg jeziora. Dzieje się to pod koniec nocy podczas sztormu. Na ogromne poczcie lęku wywołanego niebezpieczeństwem utraty życia, dochodzi pojawienie się Jego postaci kroczacej po falach. I gdy strach sięga zenitu, od – nie do końca rozpoznanej sylwetki, słyszą znajomo brzmiący głos: „Odwagi! To ja jestem, nie bójcie się.” Po tych słowach Piotr żąda jakby dowodu, że to nie zjawa, tylko ten sam nasz Jezus-Cudotworca. Zaczyna tonąć, gdy odwaraca wzrok od Jezusa a spogląda na fale miotane wiatrem.
Co mówi nam to ewangeliczne zdarzenie? Bywa w naszym życiu, że musimy odbyć podróż, w której nie towarzyszy nam Jezus. Gdzie On wtedy jest? On wychodzi na góre, żeby się modlic – żeby się modlić za nas. Bo Jezus o nas wie i wie, że możemy być narażeni na wielkie trudności i związane z tym lęki. My Go nie widzimy i tracimy poczucie Jego obecnosci przy nas. Ale On wie o nas i pokazuje nam swoją bliskość. On chce obudzić w nas wiarę, że jest realnie z nami i jest w stanie wybawiać nas z każdej opresji. Nieraz – czy to w życiu osobistym, społecznym, kościelnym czy narodowym – odczuwamy pewną beznadziejność położenia, w jakim się znajdujemy. Piętrzą się same przeciwności, daleko jest od kogokolwiek, kto mógłby nam pomóc a dookoła nas tylko ciemność i trwoga. W pośrodku tych najtrudniejszych chwil Jezus przychodzi z krzepiącym słowem przypomnienia, że On jest i gdy nie spuścimy Niego wzroku, będziemy mogli chodzić po wzburzonych falach różnych historii jakie nas spotykać mogą w życiu. Amen.

Ks. Witold Kuman MS


