Judasz mógł być uczniem, którym stał się nie z wyboru Jezusa, ale dlatego, że Jezusa o towarzyszenie poprosił i Ten się na to zgodził. Później został wybrany z licznego grona uczniów na Apostoła. Czym sobie zaskarbił zaufanie Zbawiciela? Może tym, że bardzo chciał Jezusa poznać, przylgnąć do Niego i ułożyć sobie życie blisko Niego. Oczywiście blisko Jezusa w Jego Królestwie. Wszystko wyglądało bardzo obiecująco. Niestety, plany Judasza potraktowały Zbawieciela instrumentalnie. Będąc chyba bardzo gorliwym wyznawcą judaizmu oraz mając dobre rozeznanie w panujących nurtach myślowych i półświatku Jerozolimy opierającej się dzielnie okupacji rzymskiej, próbował umieścić Jezusa w swoich planach na wyzwolenie żydów z kolejnej niewoli. Wiedział dokładnie, o czym się w Jerozolimie mówi. Był przecież zarządcą prowizji Jezusa i Aposołów, bo obdarzono go odpowiedzialnością za finanse grupy. Miał wielkie oczekiwania. Jezus miał potencjał, miał wzięcie wśród ludu, czynił cuda i nie cierpieli Go faryzeusze, uczeni w piśmie i saduceusze. Wystarczyło tylko dać Mu do ręki miecz i pozwolić zawołać: „Na nich!”
Ale tak się nie stało: Jezus stał się wrogiem numer jeden w Jerozolimie. Przegrał batalię o pozycję lidera i Jego notowania spadły tak drastycznie, że trzeba było się ratować przez okazanie woli współpracy z tymi, którzy czyhali na życie Jezusa, w razie Jego ostatecznego upadku. Bo pewnie by się okazało koniecznym znaleźć tych, którzy z Nim współpracowali.
„Szkoda, że wybrał mnie Apostołem” – mógł myśleć Judasz. „Przynajmniej nie byłbym jednym z pierwszych poszukiwanych kolaboratorów Jezusa”.
W czasie Ostatniej Wieczerzy jest już pewny, że nic się w sprawie Rewolucji Jezusa w Judei nie da zrobić. Trzeba było szukać miękkiego lądowania…
Na nic się zdały przyjacielskie gesty Jezusa: Judasz przepadł w ciemności swoich planów, w których nie było już miejsca na jego sukces w cieniu Zwycięzcy.
To było myślenie człowieka, który uczestniczył w małej potyczce lokalnej, pojedynczego człowieka, który zostaje skazany na śmierć. I koniec! Jak wiele innych – po ludzku: porażek – przed i potem.
A była bo kosmiczna rozgrywka Jedynego Dobra ze wszechobecną śmiercią, która dała początek Nowej Rzeczywistości, gdzie śmierć jest tylko progiem do przekroczenia w wieczność.
I to rozgrywka jedyna i ostateczna…

ks. Karol Porczak MS


