Na świecie są różne paradoksy, dziwne rzeczy, niekonsekwencje, propozycje, które wyglądają zachęcająco i obiecująco, a okazują się potem zwykłym kłamstwem i oszustwem.
Swoje paradoksy ma również Ewangelia. O jednym z nich dowiadujemy się z dzisiejszych czytań mszalnych.
Z jednej stronnych zaproszenie, by przyjść do Jezusa z tym, co nas boli, czego nie rozumiemy, nie akceptujemy, co nam zabiera życie. A zaraz potem słyszymy, że lekarstwem na to wszystko ma być krzyż. Kto by się na to zgodził? Przecież to szaleństwo, brak logiki. Na pierwszy rzut oka wygląda to bardzo podejrzanie. I jeszcze, że to lekarstwo jest słodkie i lekkie?
I dlatego tak wielu ludzi odrzuca to zaproszenie Jezusa. Nie wierzy w skuteczność takiej terapii, nie przyjmuje jej i z niej nie korzysta, próbując na własną rękę sobie pomóc. Jak? Ano psychologia, psychiatria, joga, sport (często ekstremalny!), alkohol, seks, narkotyki, polityka, kariera, itp. I kończy się to wiadomo jak. Depresja, samobójstwo, przemoc, zemsta, itp.
Ale są i tacy, którzy się na tę terapię Jezusa decydują i dobrze na tym wychodzą. A kim są ci śmiałkowie? To ci, którzy mają serce małego dziecka, dziecięcą ufność i prostotę, zaufanie do najlepszego Ojca w niebie i najlepszego Przyjaciela, Jezusa. Jeśli On proponuje, to musi to być dobre. Nie rozumiem do końca (a często wcale) tej terapii, ale ufam, że przyniesie dobry skutek. Jak? Kiedy? Gdzie? To nie jest ważne. Liczy się końcowy efekt. Zbawienie, życie wieczne. Ale i już na tej ziemi, w tym życiu efekty są następujące: przebaczenie, pojednanie, rozpoczynanie od nowa, nawet wbrew logice tego świata, podnoszenie się z upadku, z nałogu, wychodzenie z beznadziei i depresji, nowa chęć do życia, słowem nowa nadzieja.
Warto więc podjąć tę niebieską terapię, bo Terapeuta jest Bogiem i Człowiekiem, który oddał za nas swoje życie i zmartwychwstał. Więc potwierdził, że to działa. I tylko to działa. Nie ma innej możliwości. Ks.
