Kobietom nie uwierzyli
„Widziałyśmy Pana! – potraktowane zostało jak babskie gadanie. A one rzeczywiście ujrzały Zmartwychwstałego. Jedynym zmartwieniem, z jakim poszły do grobu, była kwestia przesunięcia kamienia zasłaniającego wejście. Nawet jak był to głaz toczony, to wymagał dużej siły do przesunięcia. A tutaj taka niespodzianka! Otwarty grób… a dopiero potem zdziwienie, że brak w nim złwok.
A Apostołowie konstatują: Nie, nie możemy im uwierzyć! Takie opowieści nie mają podstaw do dania im wiary: jak ludzie umierają to pozostają umarli. Ich ciała niszczeją i tyle!
Nie, nie uwierzymy. To pogłoska, plotka, wytwór pogrążonej w żałobie wyobraźni. Wracajmy do smutku straty Kogoś bardzo bliskiego, którego już nie ma wśród żywych. Jedyna scena oddająca ten moment ma bardzo polski akcent: jak Pawlak jednał się z Kargulem to mówił: „Płacz Władek, bo i ja płaczę!” Tak się czuli zebrani w Wieczerniku: co nam pozostaje: tylko płacz i smutek. Jak zawsze w takich momentach.
Kleofasowi i jego towarzyszowi nie uwierzyli także
To już nie były kobiety, tylko dwaj mężczyźni. W świetle prawa na świadectwie dwóch mężczyzn opiera się prawda. Wystarczyło dwóch starców aby oskarżyć fałszywie Zuzannę. Wystarczyło zapłacić dwom nicponiom, aby zeznali kłamstwa dotyczące Jezusa w procesie przed Sanhedrynem. A tutaj dwóch mężczyzn, a także dwóch uczniów Jezusa, których wszyscy Apostołowie dobrze znali, mówią, że rozpoznali Go przy łamaniu chleba i mimo, że zniknął im z oczu, to natychmiast zdecydowali, że trzeba wrócić i podzielić się tą nowiną z innymi. Nie, nie uwierzymy wam! To się nie może oprzeć krytyce zdrowego rozsądku. Uspokójcie się, odpocznijcie po biegu z Emaus. Jak ochłoniecie, to może zobaczycie to wydarzenie w bardziej przyswojonej formie. Tak nieskorzy byli do uwierzenia w to, co Jezus wielokrotnie zapowiadał. Nie, jak umarł, to umarł. Z taką opinią, jaką Mu zrobiono lepiej żeby nie wracał do żywych.
Jak Mahomet nie przyszedł do góry, to góra przyszła do Mahometa
Trochę nie bardzo pasuje Mahomet do komentarza do Ewangelii. Ale tak samo też mówimy, że „Piłat wmieszał się do Credo”. No bo do tego doszło, że sam Jezus musiał się pofatygować, aby się pokazać swoim najbliższym współpracownikom, aby zburzyć tkwiącą w nich zaporę przed przyjęciem niespotykanego na ziemi do tej pory faktu: KTOŚ W KOŃCU POKONAŁ ŚMIERĆ. „Patrzcie: tutaj są miejsca na moich dłoniach i stopach po wbiciu gwoździ. Przecież to było niecałe trzy dni temu. Rany są jeszcze świeże”.
Za trudne do uwierzenia!
„Dajcie mi coś do zjedzenia, może to rozwieje wasze wątpliwości co do tego, że nie widzicie ducha”. Nie pomogło! No to musiał Jezus podnieść głos i powiedzieć wprost: „To co jeszcze miałem wam uczynić? Nie byliście przy ukrzyżowaniu, nie czuwaliście przy grobie. Wiedzieliście o tym, że mam zmartwychwstać trzeciego dnia i nie poświęciliście dodatkowego czasu na sprawdzenie, że rzeczywiście powstaję z martwych”.
Tak na marginesie: Świadkami zmartwychwstania byli strażnicy, nikt inny, ale ci byli tak przerażeni, że przyjęli bez problemu warunki milczenia i przeszli na emeryturę po otrzymaniu zapłaty przekraczającej ich najśmielsze marzenia. Wątpię czy, będąc świadkami powstania z martwych, pozostali niewierzącymi do końca swych dni.
A wracając do uczniów: chyba w końcu dotarło do nich, że nie śnią, tylko żyją w Nowym Jeruzalem Niebieskim właśnie ogłaszającym swojego Żyjącego na wieki Króla. Alleluja!
