Doznana niewdzięczność tworzy głębokie rany. Dziwimy się, jak ktoś może mieć tak krótką pamięć względem okazanego mu dobra. Jeszcze bardziej przeżywamy brak nawet jakiejkolwiek odpowiedzi za wyświadczone komuś dobrodziejstwo. Odnosimy wówczas wrażenie, że dobro „przeminęło z wiatrem”. Niewdzięczność jest degradacją naszego człowieczeństwa, natomiast wdzięczność jest symptomem jego wielkości.
Ewangelia o dziesięciu trędowatych stanowi wołanie o wdzięczność wobec Jezusa. Każdy z nich wykazał wiarę w Jego moc Jezusa, każdy apelował do Jego miłosierdzia i każdy został wysłuchany. Wiemy dobrze, że trąd nie był zwykłą chorobą, która mija po tygodniu. Trędowaci byli izolowani od społeczeństwa, musieli z dala krzyczeć, przestrzegając ludzi, aby ich unikali. Również ich odzienie i wygląd były jasnym dla wszystkich komunikatem, że trzeba uważać, aby nie wchodzić z nimi w żaden kontakt (por. Kpł 13,45). Jezus uleczył ich na odległość. Jego moc działa także na dystans. Jakież musiało być ich zdumienie, gdy kapłani – stróże Prawa, oznajmili im, ze mogą wracać do społeczności i brać udział w religijnym kulcie. Przykład uzdrowionych trędowatych pokazuje, że można łatwo zapomnieć, kim się było. Tę sytuację można by porównać dzisiaj do choroby raka. Ktoś otrzymał już wyrok od lekarza i nagle na zdjęciach nie pojawia się żaden ślad jego rozwoju. Wszystko zniknęło. Chory prosił z wiarą o miłosierdzie Boże i je otrzymał. Później zaś zapomniał o wyświadczonej mu łasce.
Uzdrowieni trędowaci z wyjątkiem Samarytanina, przedstawiciela schizmatyckiego narodu, ponieśli duchową stratę. Wprawdzie okazali wiarę w swej bezsilności, ale nie spotkali się z Jezusem. Przeszli do codzienności. Fakt uzdrowienia nie pozostawił w nich echa. Nie doświadczyli czegoś znacznie większego niż sam powrót do zdrowia. Rozminęli się z Jezusem. Nie rozpoznali, że wraz z Nim zaczynają się nowe czasy, w których Bóg zmienia wnętrze człowieka i proponuje człowiekowi relację bliskości, miłości.
Natomiast Samarytanin wykorzystał swój kairos, czyli uprzywilejowany moment. Rozpoznał w Jezusie nie tylko lekarza, ale nade wszystko Zbawiciela. Okazał jako jedyny – choć najmniej spodziewany – wdzięczność. Otworzył się na uzdrowienie nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim duchowe. Oddał chwałę Bogu, czyli w uzdrawiającym działaniu Chrystusa odkrył Bożą obecność. Niedostępny Bóg stał mu się bliski w osobie Jezusa. Z takim doświadczeniem mógł śmiało wyruszać w życie, mając pewność Bożej życzliwości.
Wdzięczność może rodzić się w nas spontanicznie albo jako owoc refleksji nad sobą i przychylną nam obecnością Boga. Gdy brak takich zachowań, wówczas ponosimy poważne duchowe szkody. Nawet gdybyśmy mieli za sobą wyraźne ślady Bożego miłosierdzia, to w przypadku braku wdzięczności, cofamy się duchowo. Każda kolejna poważna próba będzie rodzić w nas jedynie lęk. Tymczasem wdzięczność owocuje przekonaniem, że wszystko jest w ręku dobrego Boga, który już dał tyle dowodów swojej miłości. Dlatego warto być wdzięcznym Bogu i nie zapominać o tej powinności także wobec ludzi.
