Jest w nas wiele lęku przed nowością. Boimy się tego, czego nie znamy. Maryja, która będąc
w stanie błogosławionym, wyrusza w podróż, jest dla nas przykładem odwagi wyjścia do potrzebujących. Słysząc głos Ducha Świętego, że będzie Matką Syna Bożego, nie zamyka się w sobie i w swoim szczęściu. Wręcz przeciwnie sama podejmuje wyzwanie, aby podzielić się tą nowiną ze swoją krewną Elżbietą. Wiemy, że był to niemały trud. Maryja musiała pokonać około 150 km drogi. Wysiłek, który wkłada w tę podróż jest dla nas zachętą, abyśmy potrafili otworzyć się na tych, którzy nas potrzebują.
Jest też druga perspektywa – od strony św. Elżbiety. Ona jest tutaj tą, która pomocy potrzebuje. Nie wzbrania się od przyjęcia jej. Z otwartymi ramionami wybiega na spotkanie Maryi, swej krewnej, i cieszy się, że Ta przychodzi jej pomóc. Przyjmuje Ją jako swojego gościa. Umiejętność przyjęcia pomocy to też ważna cecha. Gdy nam jej brakuje, to stajemy się coraz bardziej indywidualistami i wyłączamy się poza wspólnotę, czy to rodziny, czy narodu, czy Kościoła.
W tym niezwykłym spotkaniu Maryi i Elżbiety chciałbym podkreślić jeden element: gościnność. Maryja przychodzi do Elżbiety jako gość. Prawdopodobnie nie była zapowiedziana. Nawet jeśli przyszła pomóc Elżbiecie, to ta, kiedy poznała, że i Maryja nosi swym pod sercem Dziecko, zaczęła pewnie mieć wątpliwości, czy aby na pewno taki gość będzie pomocą, czy może wręcz odwrotnie – utrapieniem. Maryja nie przyszła przecież na kilka godzin do Elżbiety, ale przyszła na dłuższy czas.
W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny Ewangelia uwrażliwia nas na dar zwyczajnej obecności, odwiedzin i pozdrowień, zwyczajnych słów czy gestów, które owocują tym, że wszyscy czujemy się jakby wniebowzięci. Kochając i służąc sobie wzajemnie niebo możemy mieć już tutaj na ziemi.