Maryja jest w sercu wiary

Z o. Leonem Knabitem OSB rozmawia ks. Bohdan Dutko MS

Kiedy ojciec spotkał się z objawieniem Matki Bożej w La Salette?

Było to jeszcze przed pójściem do seminarium, kiedy zetknąłem się z czasopismem Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej, i wtedy przeczytałem o objawieniu w La Salette. Poruszył mnie płacz Matki Bożej i akcesoria Męki Pańskiej na krzyżu, który Matka Boża miała na łańcuchu na szyi. Ujrzałem Matkę Bożą jako prawdziwą matkę.

Nie tak dawno ojciec spędził tydzień w La Salette. Jak to się stało?

Po wizycie św. Jana Pawła II w Zakopanem, górale z całego świata co roku zaczęli jeździć do papieża. To pielgrzymowanie było połączone z audiencją u Ojca Świętego i nawiedzaniem ważnych miejsc dla życia Kościoła. Ponieważ trzy lata temu przypadła uroczystość 100-lecia objawień w Fatimie, postanowiliśmy na miejscu uczestniczyć w obchodach. A rok później organizatorzy powiedzieli: „W tym roku jedziemy do La Salette”. Bardzo się ucieszyłem.

Jak ojciec przeżywał wjazd na górę, bo wielu pielgrzymów mówi o dużych emocjach.

Zapamiętałem drogę, serpentynę, która wije się wężem do góry. Kierowca był bardzo opanowany, ale kobiety – uczestniczki pielgrzymki – z trudem wytrzymywały wjazd. Dojechaliśmy do La Salette wieczorem. Było już ciemno. Po kolacji była Msza św. i bliższe zapoznanie się z orędziem…

I nadszedł ranek…

Tak, wtedy odsłoniło się całe piękno sanktuarium. Dookoła zupełne pustkowie… Było czuć, że to święta ziemia. Każde miejsce święte ma swój klimat, swój charakter, swojego ducha.Miałem czas na podumanie w miejscu objawienia przy źródełku i w bazylice, w której odczuwa się ducha Maryjnego. Osobiście poruszyła mnie droga na zboczu, którą przeszła Matka Boża, aby później wznieść się do nieba. Wszystko takie bliskie, takie na wyciągnięcie ręki… Nie wyszedłem na górę Gargas, bo było jeszcze dużo śniegu.

Jak przemawia do ojca orędzie czytane w miejscu objawienia?

Orędzie jest bardzo proste. W treści zawiera to, co my, księża, na ogół mówimy i głosimy: nawrócenie, miłość Boga, święcenie niedzieli, modlitwa, czystość języka. Orędzie jest jak piękny kwiat w bukiecie, jakim jest Maryja i jego woń rozeszła się na cały świat. I jak zawsze Matka Boża posłużyła się ubogimi dziećmi. Objawiła się maluczkim i pokornym, żeby zawstydzić wielkich i pysznych.

Ludzie epoki objawienia w La Salette zaniedbali praktyki religijne. Maryja wspomina, że do kościoła chodziło kilka starszych niewiast…
Tak jest i dziś. W miastach czy na wsi – kogo spotkamy w kościele w tygodniu? Przede wszystkim starsze kobiety.

To co się dzieje z naszą wiarą?

Napór zła w świecie jest bardzo silny, a kiedy wiara jest słaba, chwiejna, to nie ma ona mocy przeciwstawić się. Eliasz powiedział do całego ludu: „Dopókiż będziecie chwiać się na obie strony? Jeżeli Jahwe jest [prawdziwym] Bogiem, to Jemu służcie, a jeżeli Baal, to służcie jemu!” (1Krl 18, 21). Lud odpowiedział: oczywiście, że jesteśmy za Jahwe. Myślę, że my, księża, powinniśmy pierwsi uderzyć się w piersi. Ludzie chcą widzieć Jezusa. Grecy przyszli do apostoła mówiąc: „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12, 21). Nasz błąd polega na tym, że dużo mówimy o Jezusie, o Nim, a sobą za mało Go prezentujemy. Św. Jan Paweł II był ucieleśnieniem Jezusa, podobnie i św. Matka Teresa z Kalkuty. Jak my uczynimy to samo, to ludzie pójdą za przykładem… Dziś opowiadanie o Jezusie nie wystarczy. Św.Tomasz chciał dotknąć ran Jezusa… Nawet jeśliby jakiś cud się wydarzył, to jedni by upadli na kolana wyznając wiarę w Jezusa, a drudzy powiedzieliby, że „kolejną sztuczką nas mami”.

Biskup Grenoble z czasów objawienia w La Salette powiedział, że przez dwadzieścia lat posługi w diecezji nie widział owoców nawrócenia, a Maryja krótką interwencją zmieniła oblicze diecezji. Ludzi zaczęli się nawracać…
Światowe Dni Młodzieży to podobny fenomen. One pokazują jaki jest Jezus! One zmieniają – mówiąc górnolotnie – „oblicze ziemi”. W tym czasie świat się zatrzymuje, ludzie stają się inni. Do Krakowa przybyła młodzież prawie dwustu narodowości. W tym czasie przestępczość spadła prawie do zera. To jest owoc wzięcia Jezusa do domu na serio.

Ale ktoś może powiedzieć, że to objawienie było już bardzo dawno, że dziś mamy inny świat, inne problemy…

Problemy, które porusza Maryja dotyczą nas. Matka Boża mówi o świętowaniu niedzieli. Handel w niedzielę – zwłaszcza dla naszego pokolenia – jest bolesną kpiną. Pamiętamy jak za komuny także biskupi występowali w obronie wolnych sobót. A dziś? Pamiętamy wypowiedzi ekspertów, że jak nie będzie handlu w niedzielę, to gospodarka się załamie. I wcale się nie załamuje z tego powodu.

Boimy się wolnej niedzieli?

Gdy nie ma wiary, to trzeba czymś tę pustkę wypełnić. Wielu z rodziną odpoczywa spędzając całą niedzielę w hipermarkecie. Dla niektórych duże sklepy stały się świątyniami. Obecność na niedzielnej Mszy św. daje moc na cały tydzień. Bez niej jesteśmy słabi. Gdy przestaję uważać niedzielę za dzień święty, to powinno się we mnie zapalić ostrzegawcze czerwone światełko, że coś ze mną dzieje się niedobrze.

Pracowali świątek, piątek i niedzielę i…

I nie mieli nic: brak urodzaju, susza, głód… Maryja odwołuje się do faktów, które były znane wszystkim. Właśnie te wydarzenia miały przywoływać do nawrócenia. A jaka była reakcji ludzi? Przeklinali znajdując zgniłe ziemniaki i puste kłosy, nic sobie z tego nie robili. To, co się działo, nie było przypadkiem. Dla ludzi wierzących nie ma przypadku. Bóg mówi do nas wydarzeniami. Maryja mówi językiem starotestamentalnym, językiem bardzo obrazowym. W Księdze Kapłańskiej czytamy: „Jeżeli będziecie postępować według moich ustaw i będziecie strzec przykazań moich i wprowadzać je w życie, dam wam deszcz w swoim czasie, ziemia będzie przynosić plony, drzewo polne wyda owoc, młocka przeciągnie się u was aż do winobrania, winobranie aż do siewu, będziecie jedli chleb do sytości” (Kpł 26, 3-5). I dalej: „Jeżeli zaś nie będziecie Mnie słuchać i nie będziecie wykonywać tych wszystkich nakazów, jeżeli będziecie gardzić moim ustawami, jeżeli będziecie się brzydzić moimi wyrokami, tak że nie będziecie wykonywać moich nakazów i złamiecie moje przymierze, to i Ja obejdę się z wami odpowiednio: ześlę na was przerażenie, wycieńczenie i gorączkę, które prowadzą do ślepoty i rujnują zdrowie. Wtedy na próżno będziecie siali wasze ziarno. Zjedzą je wasi nieprzyjaciele. Zwrócę oblicze przeciwko wam, będziecie pobici przez nieprzyjaciół. Ci, którzy was nienawidzą, będą rządzili wami, a wy będziecie uciekać nawet wtedy, kiedy was nikt nie będzie ścigał. Jeżeli i wtedy nie będziecie Mnie słuchać (…) sprawię, że niebo będzie dla was jak z żelaza, a ziemia jak z brązu. Na próżno będziecie się wysilać – wasza ziemia nie wyda żadnego plonu, a drzewo na ziemi nie da owoców” (Kpł 26, 20).

Maryja podjęła temat modlitwy. Zapytała dzieci o ich modlitwę. A jak modli się stary mnich benedyktyn o. Leon?

Pewnie odpowiem tak jak dzieci – nie bardzo. Modlę się pewnie za mało. Modlitwa jest dla mnie wciąż wyzwaniem i zadaniem, które stoi przede mną. Muszę tu zacytować piosenkę młodzieżową: „Ciągle zaczynam od nowa”. Nie mogę powiedzieć, że zdobyłem modlitwę. Wielu świętych mówiło, że jak każdego dnia zaczynają wyzwania duchowe, to czynią je tak, jakby były one robione pierwszy raz i ostatni. Mam za sobą doświadczenie 65 lat kapłaństwa, ale to nic nie znaczy. Wydaje mi się, że cały czas jestem taki sam głupi, jaki byłem 65 lat temu. Myślę sobie, dlaczego nie jestem zawsze taki jak czasami. Miłość Boża wstaje każdego dnia. Mieć tego świadomość, kiedy wstaję rano… Żyjąc na tym świecie jestem ciągle niedoskonały. Dobrze byłoby, gdybym doskonałym umarł. Mam nadzieję, że Pan Bóg coś jeszcze ze mnie wydusi. Doskonały mówi za św. Pawłem: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). Kiedy jest się świętym, to wszystko jest dobrze. Mniej święty więcej narzeka: a to jedzenie nie takie, woda za zimna, światło za ciemne…

Jestem grzesznikiem, ale ufam i powtarzam za św. s. Faustyną: „Panie, weź serce moje takie, jakie ono jest”. Żyć w ten sposób oznacza modlić się. To jest właśnie modlitwa. Miłość Boża otacza mnie i ja w niej trwam i ciągle zaczynam od nowa. Nie patrzę na to, co jest za mną, ale patrzę na to, co jest przede mną. Robię wszystko jak potrafię najlepiej i oddaję to Panu Bogu. Czynię podobnie jak nasz złoty medalista olimpijski Kamil Stoch, który powiedział, że każdy skok oddaje Panu Bogu.

Kiedy uczniowie prosili Jezusa, aby nauczył ich modlić się, to zaczął od modlitwy Ojcze nasz. Maryja też wskazuje tę modlitwę.

Czym dla Ojca jest modlitwa Ojcze nasz?

Modlitwa Ojcze nasz jest dla mnie tak zwyczajna jak powietrze. Jak oddycham dobrym powietrzem, to o nim nie myślę. Podobnie jest z moim Ojcze nasz – ono mi pomaga, że nawet o tym nie wiem. Mam świadomość wypowiadanych słów w modlitwie Ojcze nasz. Dla mnie najważniejszą częścią tej modlitwy jest prośba o przebaczenie naszych win i wyznanie, że także i my przebaczamy naszym winowajcom. Ta modlitwa swoją siłą wykorzeniła ze mnie wiele złości. Uzdolniła mnie do tego, żeby przebaczać. Wyrzuciła ze mnie ducha zemsty.

A Zdrowaś Maryjo?

Maryja jako Matka pięknej miłości uczy mnie przede wszystkim miłości. Maryja jest „wieczną strażniczka ciągłego miłowania”, jak powiedział św. Bernard z Clairvoux. Jestem z Matką Bożą ściśle związany. Ona jest wciąż przy mnie. Maryi zawdzięczam wszystko… Jeszcze jako kleryk pierwszego stycznia 1950 roku złożyłem akt oddania się w niewolę Maryi w wersji św. Maksymiliana Kolbego. Dla mnie Maryja jest w sercu wiary a nie kwiatkiem do kożucha.

Wielu pielgrzymów jest poruszonych ciszą w La Salette…

Z tego, co pamiętam, cisza poprzedziła objawienie Pięknej Pani. Zresztą na tej górze zachwyca piękno, które przemawia w ciszy. Tam jest cisza mówiąca. La Salette jest taką strefą ciszy. Cisza, która rodzi modlitwę jest jak sakrament. Dlatego nie dziwi to, że na tej górze pielgrzymi zupełnie inaczej przeżywają swoją obecność. Często szukają dla siebie miejsca odosobnienia. Porozrzucani na zboczach góry, zamyśleni, medytujący przez długi czas… Takie zachowanie nie dziwi, bo tam nie ma krzyku, nie ma wrzasku. Jest klimat modlitwy.. Tam można wszystko kontemplować.

Potrzebujemy ciszy…

Modlitwa i skupienie potrzebuje ciszy. Jezus potrzebował ciszy. Maryja żyła w ciszy, więc nic dziwnego, że i my potrzebujemy ciszy. Żyjemy w świecie pełnym hałasu. Nawet młodzi wstępujący do zakonu nie doceniają ciszy. W świecie się myśli, że jak kogoś się lubi to się z nim gada… Żeby Bóg był we mnie, żebym żył w zgodzie z sobą, potrzebuję ciszy. Tymczasem widzimy, że za mało jest ciszy w nas i wokół nas. Coraz trudniej o ciszę w kościołach. Ona zawsze bywa tam, gdzie jest wystawienie Najświętszego Sakramentu. Są w kościele osoby, które myślą, że jak nie śpiewają albo nie odmawiają na głos jakichś pacierzy, to się nie modlą.Potrzebujemy przywrócić chwile ciszy także w liturgii. Nie musimy biec, nie musimy się śpieszyć… Możemy modlić się ciszą. Na rekolekcje do Tyńca przyjeżdżają ludzie różnych profesji i na ten czas zostawiają telefony komórkowe, milczą przez kilka dni. Także podczas posiłków nie rozmawiają ze sobą. Cisza jest wartością samą w sobie a nie tylko narzędziem.

Ojciec od ponad sześćdziesięciu lat jest benedyktynem. Czy przez te wszystkie lata jest ta sama cisza w klasztorze?

Wciąż jest jej za mało. W wielu miejscach jest jeszcze ciągle ta sama. W innych jest sporadycznie. Jeden z mądrych ojców powiedział o młodych, że „oni nie mają o czym milczeć”. Trzeba umieć o czymś milczeć.

Maryja wybrała góry jako miejsce swego objawienia.

Mnie urzekają same Alpy jako dzieło Boże. Mają w sobie coś cudownego! Zupełnie inny klimat niż w naszych Tatrach. Tam przez wysokość czuje się bliżej Boga. Jestem na wysokiej górze a dookoła jeszcze większe góry.Tam od razu widzi się słowo: „Góry, błogosławcie Pana!” Pan Bóg wszystko stworzył. W scenerii gór chciała się objawić Maryja. Góry nie są obce Maryi. Ona szła do Elżbiety po górach. Tu niezwykle pięknie brzmią słowa „Wznoszę me oczy ku górom…” (psalm 121). Zresztą wszystkie psalmy tu brzmią wyjątkowo, bo przecież większość z nich powstawała w Judei właśnie w scenerii gór. Góry pomagają pogłębić wiarę i rozszerzają horyzonty spojrzenia na wiele elementów naszego życia.

Jak ojciec zachęciłby do pielgrzymowania do La Salette?

Jeśli tylko będzie ogłoszona pielgrzymka do La Salette to proszę, pojedźcie, bo wrócicie ubogaceni, zrozumiecie lepiej maryjną pobożność. Tam jest spotkanie z Maryją, która płacze, bo dzieci nie są posłuszne. Matka Boża przestrzega nas przed zniszczeniem sobie życia i przed karami jako konsekwencją naszego odejścia od Boga. Wczoraj wieczór był komunikat – alert – przed burzami. Tak też Matka Boża ostrzega nas. Uwaga: „bronię was, byście nie skończyli źle”. My za bardzo obłaskawiliśmy Boga. Akcentujemy tylko Jego miłosierdzie, a zapomnieliśmy zupełnie o tym, że Bóg też karze! Przecież Pismo Święte mówi wyraźnie: „Upomnieniem Pańskim nie gardź, mój synu, nie odrzucaj ze wstrętem strofowań. Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi” (Prz 3, 11-12). Saletyńskie objawienie w swym przesłaniu jest bardzo proste, dlatego tak bardzo wymowne.